Prof. Józef Szymański
KOŚCIÓŁ WOJNICKI
WOJNICKI KOŚCIÓŁ GRODOWY
Do mieszkańców grodu wojnickiego, sięgającego swą metryką do czasów plemiennych, a więc co najmniej do początków X w., wieści o chrześcijaństwie docierały już od końca X w., skoro tędy z Węgier wiodła droga św. Wojciecha do Prusów, czy św. Brunona z Querfurtu do Jaćwingów, i skoro tutaj w dolinie Dunajca działał św. Andrzej Świerad i jego towarzysz św. Benedykt. Jednak chrześcijaństwo utwierdzone tu zostało dopiero w procesie odbudowy państwa piastowskiego, zatem za czasów Kazimierza Odnowiciela (1039-1058) i jego syna Bolesława Śmiałego (1058-1079). Najstarszy kościół wojnicki, zapewne pod wezwaniem św. Wawrzyńca, był związany z grodem. Ten zaś został wykorzystany przez powstające państwo do organizacji własnego systemu funkcjonowania takiej struktury. Stąd na grodzie obok siedziby grododzierżcy pojawili się duchowni i stało się to zapewne co najmniej pod koniec pierwszej połowy XI w. Chociaż w tym rejonie rekonstrukcja państwa polegała także na rozbudowie sieci kościołów benedyktyńskich (Tyniec), to jednak w tak ważnym grodzie jak wojnicki, zdecydowano się na stworzenie kościoła z obsługą kleru kanoniczego, tak jak w innych grodach, zależną od władcy, którą wykorzystywano nie tylko dla celów religijnych, ale także do administracji np. rejestracji danin składanych na rzecz księcia.
To ten kościół, wraz z wieloma innymi, tak urządzony, po zabiciu biskupa krakowskiego św. Stanisława, władca musiał oddać wraz z dochodami biskupom krakowskim. Stworzyło to warunki do wyodrębnienia spod gestii państwa uposażenia, opartego teraz o dziesięciny (pierwotnie części danin składanych władcy), a następnie dla rychłego uzyskania osobowości prawnej. Równolegle prowadziło to do zatraty form pierwotnej struktury, co jednak ułatwiało pozyskiwanie kolejnych uprawnień kościoła parafialnego, początkowo dla całej kasztelani wojnickiej. Działalność misyjna benedyktynów tynieckich i narastające osadnictwo rycerskie poprzez fundację nowych kościołów ograniczały zasięg obsługi duszpasterskiej i jurysdykcyjnej kościoła wojnickiego. Ten proces doprowadził do wyodrębnienia się w drugiej połowie XIII w. dekanatu wojnickiego, z tym że dziekana wyznaczał biskup spośród kleru coraz liczniejszych parafii i stąd nazwa dekanatu aż po XV w. zależała od miejsca rezydencji tego funkcjonariusza. Probostwo wojnickie dostawało się tymczasem kanonikom krakowskim i sandomierskim i z tego powodu nie obejmowali oni funkcji dziekana (taka sytuacja będzie trwała do połowy XIX w., i stąd dzisiejszy dziekan to dopiero szósty proboszcz wojnicki na tym stanowisku). Ale jeszcze długo granice dekanatu pokrywały się z zasięgiem kasztelani wojnickiej. Mimo, że pierwszy proboszcz wojnicki pojawia się w źródłach dopiero w 1326 r. (Henryk), dwór królewski pamiętał o genezie kościoła na grodzie i Władysław Łokietek, a później Kazimierz Wielki rozpoczęli starania w kurii rzymskiej o jego zwrot. Jednak dopiero w 1416 r. Władysław Jagiełło uzyskał bullę (anty)papieża Jana XXIII, który stwierdzając odbycie przez monarchów polskich pokuty za zabicie św. Stanisława, zwracał królowi polskiemu kościół m.in. w Wojniczu, co w tym czasie oznaczało już tylko przywrócenie prawa patronatu, czyli prawa przedstawiania biskupowi kandydata do objęcia beneficjum i zobowiązanie do troski o kościół.
W toku tych procesów ostatecznie ukształtowało się terytorium parafii i w pierwszej połowie XV w. obejmowała ona poza Wojniczem Biadoliny (później Biadoliny Biskupie lub Kapitulne, dziś Radłowskie), Biadoliny Rokosie (zanikły w XIX w.), Łopoń, Ratnawy, Zamoście, Łętowice, Bachwice (wieś zaginęła na przełomie XVI i XVII w.), Zakrzów, Mikołajowice, Sierochowice, Łukanowice, Więckowice, Rudkę, Grabno, Milówkę, Wielką Wieś, Sukmanie i Olszyny, zatem 19 miejscowości. Obszar jej w XIV w. szacuje Tadeusz Ładogórski na 99 km2, a ludność na 1230 parafian. Terytorialnie była to największa parafia w dekanacie, porównywalna z Tuchowem i Opatkowicami (późniejszym Zakliczynem), zatem z starymi ośrodkami benedyktyńskimi, zaś liczba parafian była niemal identyczna jak w Leliwickim Tarnowie i biskupim Radłowie. Niewielki uszczerbek przyniósł 1442 r., kiedy to biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki erygował parafię w Olszynach, włączając do niej Sukmanie. W XVI-XVIII w. przybyły wsi Dębina Zakrzowska, Dębina Łętowska, Łazy (dzisiaj część Mikołajowic), Chybie (dzisiaj część Więckowic), Serafinowice i Podgórze (dzisiaj obie są częścią Wielkiej Wsi). Wsie te nie powiększyły terytorium parafii, a były wynikiem zachodzących podziałów własności szlacheckiej. W 1924 r. włączono do parafii wojnickiej Isep i Zawodzie. Dopiero w 1922 r. podjęto myśl o podziale tak rozległej i coraz ludniejszej parafii. W konsekwencji powstała w 1938 r. parafia w Biadolinach, w 1947 r. w Grabnie, w 1951 r. w Łętowicach, w 1972 r. w Mikołajowicach i w 1982 r. w Wielkiej Wsi, zaś w r. 1982 włączono do parafii w Sufczynie wieś Łopoń. Zatem kościół wojnicki to ewidentnie ecclesia matrix dla 6 kościołów w okolicy, a formułując różne hipotezy można by liczbę tę co najmniej zwielokrotnić. Nie ma bowiem wątpliwości, że jest to jedna z najstarszych parafii w diecezji tarnowskiej.
Kler kanoniczy wywodził się z tradycji karolińskiej i posługiwał się regułą akwizgrańską, prowadząc liturgiczne życie wspólnotowe, co nie przeszkadzało w zakładaniu rodzin. Jego ścisłe związki z władcami świeckimi poprzez uposażenie nie odpowiadało już założeniom reformy gregoriańskiej i stąd biskupi szukali sposobów na przeprowadzenie zmian. W Polsce proces ten rozpoczął się pod koniec XI w. W ten sposób wydarzenia po zabójstwie św. Stanisława mieszczą się w tych poczynaniach i w nich należy upatrywać zniknięcie kleru kanoniczego z najstarszego kościoła wojnickiego i zastąpienie go klerem zależnym wyłącznie od biskupa. O takim przebiegu wydarzeń świadczy rozległość parafii, sposób uposażenia (dziesięciny i niewielka ilość ziemi), zajęcie przez duchownych całego grodziska, wielkość późniejszej jurydyki Księże, a także fakt rychłego pojawienia się wikarego wojnickiego (Stefan – 1329 r.), jak się zdaje dysponującego uposażeniem niezależnym od proboszcza (w miejsce wikarych powstało w 1460 r. kolegium mansjonarzy z własnym, wspólnym uposażeniem). Tego rodzaju organizację kleru znajdujemy na wszystkich niemal grodach kasztelańskich i w niektórych siedzibach możnowładczych. W toku reformy zamieniały się najczęściej w parafie (długo, bo aż do XV i XVI w. posiadały także kilku duchownych, zwanych tak jak prałaci w kapitułach, lub po prostu proboszczami), niekiedy rozwijały się w ciągu XIII i XIV w. w kapituły kolegiackie. Grupa wojnicka najwyraźniej nie przeszła pełnego cyklu przemian w wyniku oddania kościoła książęcego biskupowi krakowskiemu, ale też w konsekwencji aż po 1416 r. odnajdujemy tu na probostwie kanoników krakowskich czy kolegiackich, a więc ludzi zaufania biskupiego (np. Grzegorz kanonik sandomierski 1345-1354, Michał z Broniszewa kanonik krakowski i kanclerz biskupa 1387, Jan Pomeranus kanonik krakowski i archidiakon sandomierski 1387-1391, Jan z Korabowic kanonik krakowski 1391-1417). Przejście w 1416 r. kościoła w ręce królewskie nie zmieniło wiele, bo proboszczami zostają ludzie z kręgu bliskiego królom (np. Jan Biskupiec biskup chełmski 1421-1423, czy Jan z Pniowa kanonik i archidiakon krakowski 1453-1461, popierający króla w sporze o obsadę biskupstwa krakowskiego, w 1461 r. udzielający chrztu królewiczowi Aleksandrowi, przyszłemu królowi polskiemu). Niedługo po bitwie grunwaldzkiej dziedzic Więckowic fundował altarię Rozesłania Apostołów, a w 1456 r. Piotr z Brnia, dziedzic Zamościa, fundował altarię Trójcy św. Tym samym powiększała się liczba duchownych przy kościele wojnickim.
Obok mniej lub bardziej rozległego dworzyszcza włodarza-kasztelana w centrum grodu wojnickiego wznosił się kościół, zapewne pod wezwaniem św. Wawrzyńca. Znamy takie przypadki np. z Cieszyna, Siewierza, czy Giecza, aby nie powoływać się na nieźle rozpoznane budowle krakowskie, opolskie czy gdańskie. Wydaje się, że były to niewielkie świątynie w kształcie rotundy, ale należy się spodziewać i nieco większych budowli, niemal kwadratowych (bazylikowych), zakończonych absydą, jak np. w Wiślicy czy Zawichoście, ale także w Kijach (Czechów). Zawsze jednak były to świątynie niewielkich rozmiarów. Taki kościół niewątpliwie istniał także na grodzie wojnickim, być może najpierw w postaci rotundy, później rozbudowanej do formy bazylikowej. Niewątpliwie w tym kościele w 1239 r. św. Kinga złożyła przyrzeczenie, że w przyszłości zawrze małżeństwo z księciem Bolesławem Wstydliwym (matrimonium pro futuro). Dziś jedyny ślad materialny tego kościoła, jak to ustalił Józef Edward Dutkiewicz, to Pieta wojnicka z początku XIV w., odnaleziona w kapliczce u stóp grodu pod koniec XIX w., znajdująca się w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie. Nie ma powodu wątpić, że przed tą Pietą modliła się w 1384 r. święta królowa Jadwiga w czasie swego pobytu w Wojniczu. Drugi ślad romańszczyzny wojnickiej to fundamenty gotyckiej zakrystii, gdzie niewątpliwie znajduj ą się wtórnie użyte wyraźnie romańskie, obrobione kamienie (opus emplectum).
Obmywając Wysoczyznę Wojnicką jeszcze w XIV i XV w. płynął u stóp grodu dziki Dunajec. Wojnicka kotlina tej rzeki do dziś kryje swą historię, dzieje jej meandrowania. Ale badania ks. Romana Darowskiego wykazały, że Pińczów, pola leżące między Wojniczem (Zamościem) a Zawodziem, to dawna wieś Wola Pelczowska (Pilczowska) z kościołem, w początkach XV w. zniszczona doszczętnie w czasie powodzi, tak że nowy kościół odbudowano w Jodłówce (dzisiaj część Szczepanowic). W pierwszej połowie XV w. Dunajec tak zmienił swoje koryto, że wyłoniła się wyspa, na której rychło powstała nowa wieś Isep. W 1639 r. Dunajec odsłonił role na Odspisku, zaś Dunajczysko coraz częściej oznaczało nie jezioro, ale uprawne zagony. Ta wielka powódź z pierwszej połowy XV w. w znakomitym stopniu podmyła także gród i bez wątpienia nadwyrężyła i zagroziła znajdującemu się na nim kościołowi. Powstała sytuacja domagała się wzniesienia nowego kościoła.
KOLEGIATA ŚW. WAWRZYŃCA
Obowiązek odbudowy kościoła ciążył na patronie, czyli na królu, chociaż miasto w obrębie wałów nie miało własnego kościoła farnego. Kiedy bowiem w latach 1239-1278 lokowano miasto na prawie średzkim nie wytyczono podeń miejsca, bo funkcje kościoła parafialnego dla nowego miasta pełnił kościół na grodzie, albo jakiś inny kościół, wzniesiony jeszcze w osadzie pod grodem, przed lokacją miasta. Około 1450 r. budową nowego kościoła zajmował się niewątpliwie ówczesny proboszcz Jan z Pniowa kanonik i archidiakon krakowski 1453-1461, związany z królem Kazimierzem Jagiellończykiem, który też dostarczył środków inwestycyjnych. Ambicje kleru krakowskiego, zwłaszcza biskupa Zbigniewa Oleśnickiego, oraz sytuacja wokół kościoła na grodzie wojnickim, skłaniały ku poszukiwaniu nowych rozwiązań organizacyjnych. Modelem takim była kolegiata z kapitułą. Że tak mogło być świadczą wręcz katedralne założenia nowego kościoła, niezwykłe dla kościołów nawet miejskich (długość prezbiterium 13 m, szerokość 7 m, wysokość 11,35 m, czteroprzęsłowe o trójbocznym zamknięciu), a zwłaszcza postanowienia dokumentu Kazimierza Jagiellończyka z 14 I 1460 r. porządkującego uposażenia beneficjów wojnickich i określającego obowiązki ich posiadaczy. Król decydował, że za zgodą patronów prebend fundacji rycerskiej, mogą być one wcielone do nowej struktury, jako dwie prałatury. Zatem powstała koncepcja, na zrealizowanie której brakło środków, ale podwaliny zostały założone.
W tej sytuacji biskup krakowski Jan Lutek z Brzezia 4 II 1465 r. erygował przy kościele wojnickim kolegium duchownych, składające się z prepozyta (prawo patronatu króla polskiego) i czterech mansjonarzy, zatem prepozyturę, ale także dwie prałatury (w wyniku błędów w sporządzaniu dokumentów prawo patronatu obu prałatur zostało zamienione): scholasterię (to prebenda Rozesłania Apostołów, stąd prawo patronatu winno należeć do dziedziców Więckowic) i kustodię (to prebenda Trójcy św., stąd prawo patronatu winno należeć do dziedziców Zamościa i Wielkiej Wsi), co przypomina instytucję kapituły kolegiackiej. W 1494 rzeźnicy wojniccy ufundowali altarię Dziesięciu Tysięcy Męczenników (eryguje ją kardynał Fryderyk Jagiellończyk biskup krakowski). W 1512 r. Łukasz z Wojnicza kantor tarnowski ufundował altarię Poczęcia Najświętszej Marii Panny i św. Anny (eryguje j ą biskup krakowski Jan Konarski). Pod koniec XVI w. powstała altaria św. Krzyża, patronatu wojnickiej rady miejskiej. W ten sposób liczba duchowieństwa wzrosła do dziesięciu osób, na czym zyskały nabożeństwa i oficjum, a tym samym w odbiorze postronnych, a niekiedy także w obrocie administracyjnym, kościół wojnicki był traktowany jako kolegiata. Nic też dziwnego, że w 1621 r. krakowski synod diecezjalny uznał ten stan za zgodny z prawem. Stało się tak zapewne nie bez zabiegów ze strony ówczesnego prepozyta Jana Kwaśnickiego (1618-1629). W 1663 r. ks. Jacek Śliwski pochodzący z Wojnicza fundował prałaturę dziekana (prawo patronatu kolegium jurystów Akademii Krakowskiej), oraz trzy kanonie fundi Śliwski I w 1666 r. (prawo patronatu kapituła wojnicka), Śliwski II w 1669 r. (prawo patronatu rada miejska w Żabnie) i Śliwski III w 1672 r. (prawo patronatu kapituła i rada miejska w Wojniczu), w 1686 r. scholastyk wojnicki Jerzy Sasakowicz, syn mieszczan tuchowskich, fundował kolejną kanonię (prawo patronatu rada miejska w Tuchowie), w 1694 r. ks. Wojciech Suchowicz pochodzący z Wojnicza fundował prałaturę kantora-primiceriusza (prawo patronatu oddał rektorowi Akademii Krakowskiej), w 1715 r. z masy spadkowej po ks. Jacku Śliwskim fundowano kanonię Śliwski IV (prawo patronatu prepozyt kapituły wojnickiej), w 1751 r. biskup krakowski Andrzej Stanisław Załuski fundował prałaturę archidiakona (prawo patronatu do biskupa krakowskiego), w tymże 1751 r. staraniem kapituły ufundowano kanonię kaznodziejską (prawo patronatu kapituła wojnicka), a w 1774 r. ks. Józef Wiernek ufundował prałaturę kancelariatu. W ten sposób ukształtowała się pełnokrwista kapituła kolegiacka. W 1674 r. erygowano bractwo różańcowe, które posiadało własnego kapelana, a w 1767 r. bractwo Trójcy św. z takimże kapelanem. Tak więc przy kolegiacie wojnickiej pod koniec jej istnienia funkcjonowało dwadzieścia dwa beneficja (faktycznie dwadzieścia, bo dwa zniesiono wcześniej). Kapituła i inne beneficja proste zostały rozwiązane w 1786 r. przez władze austriackie, a majątek beneficjalny wcielony do funduszu religijnego.
Kapituła staropolska to swoista grupa społeczna. W wojnickiej na 137 rozpoznanych jej członków, 75 (59,8%) to duchowni pochodzenia szlacheckiego, a 55 (40,1%) pochodzenia mieszczańskiego. Kler niższy zgromadzony wokół kolegiaty niemal w całości był pochodzenia mieszczańskiego. O takim stanie rzeczy decydował również fakt, że niektóre prebendy kanonickie były związane z prawem patronatu wykonywanym przez rady miejskie Wojnicza, Tuchowa czy Żabna. W ten sposób kapituła stawała się miejscem, gdzie spotykali się przedstawiciele tak różnych klas społecznych, a przede wszystkim instytucją, która wbrew ustawom antyplebejskim ograniczającym mieszczanom dostęp do wyższych stanowisk kościelnych nie respektowała ich, a przeciwnie można powiedzieć, że szeroko otwierała swe podwoje dla ludzi miejskich. W ten sposób instytucja kościelna stawała się za aprobatą swych władz miejscem, gdzie niwelowane były ówczesne nierówności społeczne, a tym samym stwarzała możliwość realizacji zarówno indywidualnych aspiracji życiowych, jak i wydobywać na powierzchnię codzienności ludzi zdolniejszych i ambitniejszych. Kapitułę wojnicką tworzyło 140 duchownych. Można się zastanawiać czy to dużo, czy mało, ale nie ma wątpliwości, że byli to ludzie czymś wyróżniający się spośród duchowieństwa diecezjalnego. Obok nich zaś gromadziło się i prowadziło działalność 141 duchownych niższej rangi. Zatem kolegiata potrafiła zorganizować działalność 281 duchownych (a są to przecież tylko ci, których znamy z imienia bądź z imienia i nazwiska). Aby zilustrować tylko jedną strefę życia publicznego warto odnotować, że 6 spośród członków kapituły to profesorowie Akademii Krakowskiej, 24 posiadało stopnie doktora, a 7 publikacje, głównie naukowe i stąd uchodzą za ważne postacie w historii polskiej teologii, będąc przedmiotem obserwacji badawczej. Kapituła poprzez swych członków odgrywała ważną rolę w diecezji (i nie tylko), skoro 16 kanoników wojnickich zasiadało w kapitułach katedralnych (7 w krakowskiej, 3 w płockiej, oraz po jednym w chełmskiej, kamienieckiej, kijowskiej, przemyskiej, warmińskiej i włocławskiej), a 26 w kapitułach kolegiackich (w tarnowskiej 7, nowosądeckiej 5, skalbmierskiej 3, po 2 w sandomierskiej i Wszystkich Świętych w Krakowie i po jednym w bobowskiej, brzozowskiej, krakowskiej św. Idziego, łęczyckiej, opatowskiej, warszawskiej i wiślickiej). Pracowali mniej lub bardziej intensywnie w 117 parafiach, a 17 pełniło funkcje dziekanów foralnych (w tym 10 wojnickich, 2 jasielskich, i po jednym mielecki, opatowiecki, pilzneński, proszowski i ropczycki). Funkcje oficjała pełniło 5 kanoników (w tym jeden generalnego tarnowskiego, oficjała foralnego nowosądeckiego 2 i po jednym pilzneńskiego i pileckiego) a jeden był notariuszem konsystorza krakowskiego. Jeden kanonik był sędzią synodalnym, a dwóch egzaminatorami prosynodalnymi. Wizytatorami biskupów krakowskich było 4 kanoników, w tym 2 jako archidiakoni wojniccy. Protonotariuszami (infułatami) było 2, natomiast notariuszami publicznymi 4. Dzięki takiemu układowi struktury kapituły wojnickiej tutejsze duchowieństwo miało dobrą orientację w sprawach Kościoła w Polsce a i wpływ jego na nie musiał być znaczący. Dla pełności obrazu odnotujmy, że 4 kanoników wojnickich pełniło funkcje sekretarzy królewskich, po jednym kapelana królewskiego, referendarza i kustosza skarbca koronnego (miejsce przechowywania najważniejszych dokumentów państwowych, insygniów królewskich np.). Dawało to możliwość uczestniczenia w sprawach państwa.
Od 1747 r. diecezją krakowską rządził biskup Andrzej Stanisław Kostka Załuski. Dnia 5 XI 1749 r. ukończył on wizytację kolegiaty wojnickiej. Dnia l XII 1751 r. erygował w kapitule wojnickiej prałaturę archidiakona i równocześnie utworzył archidiakonat wojnicki, składający się z dwóch dekanatów wojnickiego i lipnickiego (w 1765 r. biskup krakowski Kajetan Ignacy Sołtyk powiększy go o cztery dalsze dekanaty biecki, bobowski, jasielski i żmigrodzki). Jak ustalił Stanisław Litak archidiakonat obejmował swym zasięgiem 4054 km2, 103 kościoły parafialne i 122 filialne. Na dwanaście tego rodzaju jednostek organizacyjnych diecezji krakowskiej Wojnicz zajął czwarte miejsce, po Krakowie, Lublinie i Nowym Sączu.
Nowy gotycki kościół zbudowano już nie na grodzie, ale na podgrodziu, na jego północnej części, łatwiej dostępnej z miasta, ale też jak się zdaje na terenie wczesnośredniowiecznego cmentarza, sięgającego jeszcze czasów pogańskich. W 1687 r. wizytujący kolegiatę delegaci biskupa stwierdzili, że jej lokalizacja i uposażenie powstało na gruncie stosowania prawa poświątnego, które to określenie w ówczesnej doktrynie prawnej oznaczało, że powstało w wyniku przejęcia uposażenia kultu pogańskiego. Być może jest to dalekie echo owej cmentarnej proweniencji miejsca. Obowiązek odbudowy kościoła wojnickiego spoczywał na królu. Nie można jednak wyłączyć udziału okolicznego rycerstwa. Jaki był udział mieszczan wojnickich – trudno odpowiedzieć, ale nie sposób go odrzucać.
Niemniej dominującą rolę odegrały bez wątpienia środki dostarczone przez króla. Wykonawcą woli królewskiej zapewne był Jan z Pniowa (Pniowski) herbu Awdaniec, archidiakon krakowski, w latach 1453-1461 potwierdzony jako pleban wojnicki.
Gotycki kościół wojnicki nie doczekał się dotąd zainteresowania historyków sztuki. Jedynie Józef Frazik zinwentaryzował interesujące sklepienie w prezbiterium. Była to budowla jednonawowa, z wydłużonym prezbiterium i przyległą od północy obszerną zakrystią i skarbcem, nakrytymi sklepieniami krzyżowymi. Prezbiterium długie 13 m, szerokie 7 m, wysokie 11,35 m, czteroprzęsłowe o trójbocznym zamknięciu, nakryte sklepieniem z żebrowaniem uporządkowanym w systemie sieciowym, sięgającym w głąb tradycji europejskiej architektury, co zdaje się dobrze świadczyć o budowniczym, zaangażowanym przez Jana z Pniowa Nawa szeroka na 10 m a długa na 24 m, jak wynika ze źródeł, nie miała sklepienia murowanego, ale drewniany strop i stąd wolno się dziś jedynie domyślać, że jej mury zostały wtopione w budowlę z XVIII w., która dzisiaj jest pięcioprzęsłowa. Ów drewniany strop zapewne sięgał niewiele ponad wysokość przesklepienia tęczy i był pokryty freskami. Okna gotyckie, ostrołukowe, zachowały się w prezbiterium. Jest ich sześć, ale tylko trzy są używane do dziś, zaś trzy, na zamknięciu absydy, zostały zasklepione. Zarysy gotyckich okien zachowano tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Rytm okien w nawie pozwalają odczytać na zewnątrz budowli skarpy, spośród których dwie ostatnie od zachodu są ustawione na skos, co dowodzi, że gotycki kościół nie miał wieży, ale mniej lub bardziej ozdobną ścianę szczytową. Dodajmy, że między skarpami źródła odnotowały soboty, w których wierni mogli oczekiwać na otwarcie kolegiaty. Nad tęczą na dachu, być może w oparciu o mur szczytowy, zbudowany był sygnar (sygnaturka) z odpowiednim dzwonem. Od południa w 1512 r. dobudowana została z fundacji Barbary i jej syna Michała Kulchanów kaplica św. Anny, a od północy w 1685 r. z fundacji dziekanów wojnickich Jana i Stanisława Janaszowiców kaplica Najświętszej Marii Panny.
W gotyckiej kolegiacie (wraz z kaplicami) wzniesiono dwanaście ołtarzy z fundacji duchowieństwa, ale przede wszystkim mieszczan wojnickich. Opiekę nad poszczególnymi ołtarzami roztaczały bractwa rzemieślnicze rzeźników (przywileje uzyskali od kardynała Zbigniewa Oleśnickiego), szewców (pierwsze przywileje uzyskali od kardynała Fryderyka Jagiellończyka), krawców, kowali, garncarzy, kołodziejów, piekarzy, piwowarów, miodosytników, funkcjonujące obok bractw ogólnoparafialnych, takich jak bractwo ubogich św. Anny (wspierające potrzebujących pomocy), św. Krzyża, Bożego Ciała (1548 r.), czy literackie (gromadzące tych, którzy umieli czytać modlitwy). W 1674 r. erygowano bractwo różańcowe, a w 1767 r. bractwo Trójcy św. Bractwami tymi opiekowali się duchowni dobierani spośród mansjonarzy, ale niekiedy mieli oni oddzielne beneficja (tak było z bractwem św. Anny, św. Krzyża czy różańcowym), powiększając tym samym liczbę duchownych przy kolegiacie. Mieszczanie, którzy traktowali kolegiatę jako swój kościół farny obdarowywali ją bogatymi utensyliami, niejednokrotnie zachowanymi do dzisiaj, odnajdowane także w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie. Marian Sokołowski datuje wojnicką monstrancję na koniec XV w., charakteryzując ją poprzez wydobycie cech gotyku krakowskiego i wileńskiego, ale przecież ta monstrancja w 1613 r. została „pozłocona i powiększona" (inaurata et amplificata) przez Andrzeja Markowica kustosza, syna mieszczan wojnickich. Z 1645 r. pochodzi wspaniała barokowa puszka na hostie, fundowana przez Stanisława Włodykę altarystę św. Anny, syna mieszczan wojnickich. Zwraca uwagę cynowa chrzcielnica, z charakterystycznymi dla połowy XV w. wałkami, prosta, ale szlachetna w swych kształtach. Kolegiata była równie zasobna w inne utensylia, które wynikały z potrzeb liturgicznych, oraz dewocyjnych. Wymagaj ą one jednak dalszych badań i pełniejszego rozeznania. W latach 1781-1785 Austriacy z kolegiaty zabrali 61 grzywien srebra uzyskanego z przetopienia np. 9 kielichów mszalnych i 7 paten, 6 lichtarzy, licznych wotów, sukienek na obrazy itp. W sumie uzyskano srebro wartości 2511 złp., co świadczy o zasobności skarbca kolegiackiego, którego przecież nie ograbiono do końca.
W kolegiacie grzebano zmarłych duchownych, niekiedy okolicznych rycerzy i ważniejszych mieszczan, zwłaszcza w grobowcach kaplicy fundowanej przez Janaszowiców. Dziś nie znamy dobrze tych pochówków a zachowała się informacja tylko o jednym nagrobku i epitafium – Adama Ocieskiego podkomorzego krakowskiego z 1566 r.
Tymczasem w nocy 23 III 1752 r. kolegiata spłonęła. Pożar pochłonął wszystko, co było w kolegiacie drewniane, a zatem także strop w nawie i dachy. Nienaruszone zostało tylko to, co znajdowało się w skarbcu, aczkolwiek inwentarz rzeczy ocalałych wcale nie jest zamknięty, tyle tylko że trzeba go mozolnie odtworzyć. Kapituła, na której teraz ciążyła troska o kościół, bezzwłocznie przystąpiła do prac nad odbudową, obracając na ten cel trzyletnie dochody swych członków, ale inspiratorem i pomysłodawcą tych prac niewątpliwie był biskup Andrzej Stanisław Załuski. W 1754 r. przeznaczył na ten cel 3000 złp oraz zapewnił drzewo z lasów i żelazo z hut biskupich. Równocześnie za jego zgodą kapituła oddała na odbudowę 2000 złp, uzyskane w wyniku likwidacji niektórych legatów. Pozwoliło to Mariannie Banackiej uznać biskupa za mecenasa odbudowanej kolegiaty. Ale wiemy także, że kapituła słała listy za biskupem do Warszawy, niewątpliwie nie tylko dziękuj ąc mu za hojne dary, ale także informując o postępach prac nad odbudową kolegiaty. W tymże 1754 r. archidiakon Stanisław Cetnarski, protegowany biskupa, niewątpliwie w porozumieniu z nim, fundował wielki ołtarz z ukrzyżowanym Chrystusem, co dowodzi, że już wtedy rozpoczęto prace nad wystrojem kolegiaty, skoro już wówczas dźwignięto mury. Znamy także list biskupa do Marcina Witkiewicza rajcy wojnickiego z 2 XI 1757 r., a więc już po introdukcji Jana Duwalla na prepozyturę wojnicką (l X 1757 r.). Biskup dziękował rajcy za przeznaczenie 1000 złp na dalsze prace wokół kolegiaty i zapewniał go, że decyzja taka przyniesie korzyści, chociaż pieniądze te pierwotnie były przeznaczone na zaopatrzenie w światło zbudowanego przezeń nowego ołtarza w kaplicy Janaszowskiej, Najświętszej Marii Panny Niepokalanie Poczętej, a którego opiekę rajca przekazał rzemieślnikom wojnickim.
Zatem w 1757 r. biskup Załuski nadal żywo był zainteresowany pracami w kolegiacie i co więcej, zważywszy przebieg nominacji Duwalla na prepozyturę (wszystkie nieodzowne dokumenty, łącznie z królewską prezentą, zostały wystawione w jednym dniu), miała ona zapewnić kontynuatora i wykonawcę myśli biskupa w tej mierze. Obu duchownych łączyły szczególne związki, skoro biskup Załuski właśnie Duwallowi zlecił ostateczne przygotowanie swojego testamentu. Po pożarze wszystkie nabożeństwa przeniesiono do kościoła św. Leonarda, łącznie z pochówkami, aby w trakcie 1759 r. powrócić na dawne miejsce, co dowodzi, że kolegiata mogła już w pełni funkcjonować. Już po śmierci biskupa, w 1767 r. krakowski malarz Jan Nayderfer maluje, uwzględniając wytyczne Duwalla, freski, a 20 V 1773 r. dochodzi do manifestacyjnej konsekracji kolegiaty z udziałem trzech biskupów: krakowski Ignacy Kajetan Sołtyk, jego sufragan Franciszek Potkański i biskup smoleński Gabriel Wodzyński, sumę konsekracyjną odprawiał z użyciem pontyfikaliów prepozyt-infułat tarnowski Marcin Świejkowski.
Jeśli zestawić wszystkie zabiegi inwestycyjne przy odbudowie kolegiaty i sposób ich wykonywania, bez trudu stwierdzamy, że to biskup Załuski miał program przedstawienia w kolegiacie nieba (aniołkowie, putta np.), ale wypełnionego przez polskich świętych (cztery ołtarze w nawie, plafony fresków), zatem swoisty monument dumy narodowej. Stąd zlecenie na odbudowę korpusu murów, wydaje się, otrzymał Francesco Placidi, który był używany przez biskupa do projektowania i nadzorowania inwestycji w samym Krakowie, ale także w jego okolicach. W 1749 r. wykonywał jakieś prace przy restauracji kolegiaty w Nowym Sączu. Także zaprojektowany przezeń kościół w Morawicy koło Krakowa, zbudowany w latach 1743-1748 zdaje się mieć wiele wątków wspólnych z kolegiatą wojnicką. W czasie odbudowy kolegiaty głównym zajęciem Placidiego była barokizacja katedry wawelskiej. Jasna i klarowna architektura kolegiaty, szczególnie nawy i kaplic, nie naruszając dobrze zachowanych partii gotyckiego prezbiterium, odpowiada temu co się działo w katedrze krakowskiej. Przypomnijmy, odbudowa kolegiaty została ukończona w 1754 r. i w efekcie powstała pięcioprzęsłowa nawa, podzielona wewnątrz barokowymi pilastrami, gzymsem i wnękami, ze sklepieniem kolebkowym z lunetami. Chór muzyczny wsparty został na trzech arkadach. Zwróćmy uwagę, że na barokowych ścianach nawy znalazło się miejsce na sześć wnęk. W dwóch z nich umieszczono ambonę i chrzcielnicę, zaś w czterech kilka lat później ołtarze świętych polskich, z prawej strony św. Stanisława biskupa i św. Kazimierza, z lewej św. Wojciecha i św. Jana Kantego. Pojawienie się architektury owych wnęk w trakcie odbudowy i późniejsze ich wypełnienie takimi ołtarzami dowodzi, że już w tym czasie Załuski miał gotowy program, realizujący ideę miejsca, memoriału, gdzie przechowuje się pamięć o narodowej przeszłości. Dopełnieniem tak eksponowanego programu były freski Nayderfera, przede wszystkie te w nawie, gdzie na plafonach obok patrona kolegiaty św. Wawrzyńca, występuje św. Jacek, oraz źle zrekonstruowany dzisiaj plafon, przedstawiaj ący rzekomo św. Jana Kantego, pierwotnie bez wątpienia poświęcony św. Stanisławowi Kostce. Zauważmy, że program memoriału ogranicza się do nawy. Natomiast prezbiterium zachowało swą autonomię, chociaż stanął tam ołtarz z fundacji Stanisława Cetnarskiego, z motywem ukrzyżowania, niejednokrotnie pojawiaj ącym się w inicjatywach artystycznych Załuskiego, co więcej na tęczy zachowano dwa dawne ołtarze Matki Boskiej Pocieszenia i Św. Trójcy, modernizuj ąc jedynie ich architekturę. Również swoistą autonomię zachowała południowa kaplica z ołtarzem św. Józefa, a już szczególnie kaplica Janaszowska, oddzielona od nawy kratą i z trzema ołtarzami fundacji rajcy Marcina Witkiewicza: Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej oraz dwa mniejsze św. Franciszka i św. Anny. Jest rzeczą wymowną, że wszystkie ołtarze w kolegiacie otrzymały jednakową formę architektoniczną, za wyjątkiem wielkiego ołtarza, co wskazuje na wspólne w czasie wykonanie i późniejsze niż fundacja Cetnarskiego. Stąd wiążemy je z osobą Jana Duwalla, a więc po 1757 r.
Sytuacja ta każe stawiać pytanie, kto jest autorem obrazów w kolegiacie wojnickiej, w pierwszym rzędzie owych czterech, przedstawiających świętych polskich. Nie były one nigdy przedmiotem analitycznego zainteresowania historyków sztuki, ani badań formalnych, a prace konserwatorskie były prowadzone nie w pełni profesjonalnie. Ale w literaturze peryferyjnej wskazuje się na Tadeusza Kuntzego (Konicza), przy czym formułujący to twierdzenie odwołują się do faktu, iż takie same obrazy znajdują się w katedrze krakowskiej. Żaden bowiem obraz wojnicki nie jest sygnowany przez autora, ani także inne źródła nie wskazują na niego. Jedną z cech charakterystycznych twórczości Kuntzego (Konicza) to niezwykle częste powracanie do już powstałych obrazów przez wykonanie replik czy kopii autorskich, co w konsekwencji sprawia, że niemal każdy jego polski obraz znany jest w paru egzemplarzach, a problem dotąd pozostaje nieuporządkowany, mimo że podejmował go Andrzej Ryszkiewicz. Przysparza to wiele trudności warsztatowych i nie zachęca do podejmowania problemu. Istotnie, w katedrze krakowskiej zachowały się dobrze potwierdzone sygnaturami obrazy Kuntzego (Konicza) Męczeństwo św. Wojciecha (1754 r.), Św. Kazimierz (1754 r.) i Św. Jan Kanty (datowany na około 1767 r., dziś w Prałatówce na Wawelu), ale z wojnickimi wiąże je tylko temat, niekiedy nawet wspólne szczegóły ikonograficzne (zwłaszcza w przypadku obrazu św. Kazimierza – tzw. przedstawienie kontuszowe świętego). Wojnickiego Jana Kantego nie przedstawia się jako cudotwórcę, lecz jako jałmużnika. Obraz Niepokalanie Poczętej Najświętszej Marii Panny w kaplicy pod tymże wezwaniem jest identyczny z takimże obrazem, przypisywanym Kuntzemu (Koniczowi), datowanym na około 1758 r., kiedyś w ołtarzu przy tęczy tamtejszego kościoła, dzisiaj w korytarzu klasztoru karmelitów trzewiczkowych na Piasku w Krakowie, gdzie Wacław Morawiecki syn rajcy wojnickiego, równie aktywnego przy odbudowie kolegiaty, był wówczas zakonnikiem. W ołtarzu w kaplicy św. Józefa znajduje się obraz św. Józefa opiekującego się Dzieciątkiem, który przypisuje się Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi). Analogiczny znajduje się w katedrze krakowskiej, choć bez sygnatury, uważany za dzieło tegoż malarza, powstał w latach 1754¬1756. Natomiast obrazy św. Wojciecha i św. Stanisława biskupa w Kijach, przypisane przez historyków sztuki Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi), są identyczne z wojnickimi. Przypomnijmy, że w 1757 r. prawdopodobnie ukończono budowę ołtarzy, a w 1759 r. kolegiata już normalnie funkcjonuje, zatem i ołtarze w nawie i kaplicach musiały być ukończone w tym czasie. Charakterystyczne jest także umieszczenie w programie wojnickim przedstawienie Jana Kantego, którego kanonizacja miała miejsce dopiero w 1767 r. Jeśli jednak zna się tragiczny wręcz przebieg procesu kanonizacji krakowskiego uczonego i zabiegi wokół niej biskupa Załuskiego, nie trudno będzie odgadnąć, że biskupowi chodziło o tworzenie kultu świętego jako dowodu kanonizacyjnego. Stąd też należy ostrożnie traktować datację obrazów Kuntzego (Konicza), opartą właśnie o datę kanonizacji (zwłaszcza ów w Prałatówce wawelskiej); nie wydaje się także możliwe wobec wydarzeń z 1758 i 1759 r. i konfliktu z biskupem Kajetanem Ignacym Sołtykiem, aby Kraków po nich zamawiał cokolwiek u Kuntzego (Konicza), a on aby takie zamówienia przyjmował.
Ale istniej ą i inne pośrednie dowody, że autorem wojnickich obrazów jest Tadeusz Kuntze (Konicz). Oto zarówno Tadeusz Kuntze (Konicz), jak i Jan Duwall w tym samym czasie, jako stypendyści biskupa Andrzeja Załuskiego, studiuj ą w Rzymie, pierwszy malarstwo, drugi prawo. Duwall wrócił do Krakowa już w 1753 r. (od roku już był scholastykiem wojnickim), zaś Kuntze (Konicz) dopiero w 1757 r. Nie ulega wątpliwości, że między oboma stypendystami została zadzierzgnięta jakaś nić, może nawet przyjaźni. Niemniej Kuntze (Konicz) już od 1754 r. przysyłał do Krakowa zamówione przez biskupa Załuskiego dzieła o tematyce religijnej. Jeśli zatem biskup Załuski tak uparcie zmierzał do realizacji owego wojnickiego memoriału pamięci narodowej, a wsparcie znalazł w osobie Duwalla, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby założyć, że do realizacji swych celów użyli oni protegowanego malarza Kuntzego (Konicza). W ten sposób obrazy wojnickie nabierają innej wymowy w kontekście z obrazami krakowskimi, które powstały w latach około 1754¬1757, a autorstwo Kuntzego (Konicza) staje się wysoce prawdopodobne.
*
Obok kolegiaty nieprzerwanie funkcjonowała bardzo ważna instytucja, kierowana przez Kościół a służąca w gruncie rzeczy mieszczanom. Była to szkoła. Swymi początkami sięgała czasów kościoła grodowego, w konsekwencji wśród pierwszych studentów akademii krakowskiej w 1400 r. znajdujemy wojniczanina Wojciecha syna Dominika, choć pierwszy znany nauczyciel, rektor Stanisław, pojawił się dopiero w 1439 r. Ważnym wydarzeniem dla wojnickiej szkoły było podporządkowanie jej w 1465 r. scholastykowi. Seria wykształconych prepozytów (Jan z Pniowa kilkakrotny rektor akademii krakowskiej, magister Maciej z Buska, Michał z Bystrzykowa Parsyski profesor i rektor akademii krakowskiej, a później Andrzej Chrościński czy Jan Kwaśnicki i wielu innych, aż po Jana Duwalla) powodowała, że o poziom szkoły miał kto dbać. Nie bez znaczenia była także wcale zasobna biblioteka kolegiacka, do której altarysta Dziesięciu Tysięcy Męczenników Jan Marchocki w 1497 r. oddał 17 kodeksów czyli rękopiśmiennych książek. Biblioteka kapitulna, dziś rozbita, posiadała ważny księgozbiór, chociaż teologiczny, a więc przeznaczony przede wszystkim dla duchowieństwa. W 1674 r. dziekan kapituły Jan Janaszowic, pochodzący z Wojnicza, w domu dziekańskim na Zawalu, założył bibliotekę, na którą składał się jego księgozbiór, opracował regulamin, a nawet pozostawił wzór rewersu dla wypożyczeń. W sumie tworzyło to otoczkę korzystną dla szkoły.
Szkoła ta musiała dawać niezłe rudymenty wiedzy, skoro coraz częściej źródła notują duchownych pochodzących z Wojnicza, nauczycieli szkół miejskich i wiejskich, pisarzy itp. Dość wymienić tu Marcina z Wojnicza w latach 1448-1449 dziekana wydziału Akademii Krakowskiej, Jana Wierznika z Wojnicza, bernardyna uznanego za świątobliwego (|1469), Michała z Wojnicza profesora astronomii na akademii (|1573), dominikanów Ambrożego z Wojnicza (1627) i Bartłomieja Jaworskiego (1629) czy Stanisława Janaszowica profesora prawa w akademii (|1676), aby sobie wyrobić zdanie o poziomie szkoły wojnickiej. To w tym środowisku na przełomie XV i XVI w., tu w Wojniczu w kręgu szkoły, powstała Satyra o leniwych chłopach, która wyznacza początki literatury w języku polskim. Szczególnym znakiem dobrego poziomu nauczania jest liczba studentów Akademii Krakowskiej, pochodzących z Wojnicza. Pomocą dla studiujących w Krakowie miało być stypendium (burkaria) ustanowione przez Sebastiana ze Staniszyna Radiciusa (Korzenia), najpierw pisarza miejskiego, a w latach 1573-1595 altarystę Dziesięciu Tysięcy Męczenników. Stypendium oparte było o dochody z roli, zwanej Studencką, administrowaną przez radę miejską.
*
Na dawnym lekko widocznym wale podgrodzia, stoi dzwonnica, która zawsze łączyła kolegiatę z miastem i to nie tylko dlatego, że u jej stóp rozpoczynał się pomost nad rzeką Stradomką, prowadzący do wału miejskiego. Pierwsze wzmianki o dzwonnicy pochodzą z XVI w., o czym świadczą odręczne napisy na belkach budowli, wykonane mazią używaną do smarowania łożysk dzwonów. Stąd wszystkie interpretacje oparte niekiedy o rzekomą rekonstrukcję budowli, należy odłożyć. Wzmianki o dzwonnikach pojawiają się zaś poczynając od 1465 r., a w początkach XVI w. wiemy, że było ich na dzwonnicy dwóch. Odkąd powstała kolegiata równocześnie pełnili oni obowiązki zakrystianów i z tego powodu przebywali przy kolegiacie całą dobę, dysponuj ąc specjalną izbą, przybudowaną jak się zdaje do starej zakrystii. Do obowiązków dzwonników należała przede wszystkim obsługa dzwonów, najpierw trzech, od początków XVII w. czterech. A dzwonili kilkakrotnie w ciągu dnia, sygnalizując w ten sposób tok nabożeństw w kolegiacie, przede wszystkim officium divinum, ale także nabożeństwa fundacyjne, wotywy miejskie i specjalne uroczystości, jak np. introdukcję nowych kanoników. Długo utrzymywał się zwyczaj dzwonienia wieczorem dnia, w którym zmarł mieszczanin. Oczywiście dzwonnicy byli specjalnie wynagradzani i to jak się zdaje dość sowicie, ale też musieli oni znać skomplikowane zasady rachowania czasu, prowadzić regesty różnego rodzaju np. Niewątpliwie wiedzy specjalistycznej wymagała także obsługa nabożeństw odprawianych w kolegiacie np. ceremonii liturgicznych.
Wartość zabytkowa dzwonnicy to nie tylko to, że jest to konstrukcja drewniana, do dziś pokryta czterospadowym dachem z gontów. Jest to przede wszystkim niedoceniony zabytek budownictwa średniowiecznego. Dzwonnica ma bowiem konstrukcję opartą o słup, zwany królem i cały system belkowań bez użycia gwoździ, z nadwieszoną izbicą i dachem namiotowym, a to pozwala poznawać i podziwiać kunszt inżynierskiej roboty minionych wieków. Nie tylko dzwony były przedmiotem troski kanoników, także sama dzwonnica przysparzała im wiele kłopotów. Co najmniej dwukrotnie kapituła wykonywała wielki remont dzwonnicy: pierwszy raz początkiem XVII w. i drugi raz w drugiej połowie XVIII w., tym razem z inicjatywy Jana Duwalla, mimo, że kanonicy, a zwłaszcza prepozyci, byli wielokrotnie wzywani przez biskupów do zainteresowania się i naprawą często niszczejącej budowli. Około 1887 i 1905 r. była dwukrotnie mniej lub bardziej gruntownie restaurowana. Wielka zaś konserwacja została przeprowadzona w 2007 r. i uznać j ą należy za najlepiej przygotowaną i wykonaną. Drobne remonty były także przeprowadzane np. przy okazji wymiany dzwonów.
Na dzwonnicy oczywiście znajdowały się dzwony. Choć o dzwonnikach mamy wiadomości poczynając od 1465 r., to o dzwonach źródła informują stosunkowo późno. Ich istnienie bezpośrednio jest potwierdzone po raz pierwszy w 1597 r. – jest ich trzy i sygnar (sygnaturka). Taki sam stan rzeczy utrzymuje się w 1602 r., a w 1614 wyróżnia się wielki dzwon, w który należy dzwonić, by mieszczan zwoływać na wotywę miejską. Ale już w 1618 r. są cztery dzwony i sygnar. W 1725 r. jest dzwon duży, który można uruchamiać ale ostrożnie, oraz dwa dzwony małe i jeden spalony(?). Ów dzwon duży był wspomniany już w 1663 r. a w czasie wizytacji w 1749 r. zaleca się wzmocnić go obręczami. W 1745 r. mieszczanin Marcin Morawicki za zgodą rady miejskiej własnym sumptem przelał stary dzwon od zegara z ratusza wraz z rozbitym dzwonem z kolegiaty i ufundował w ten sposób nowy dzwon, nazwany imieniem św. Józefa. W 1780 r. sprawił dwa nowe dzwony prepozyt Jan Duwall, który nadał im imiona Wawrzyniec i Jan Chrzciciel. Te dzwony, cztery, zostały zabrane przez wojskowe władze austriackie w 1915 r. Nowe dzwony, już trzy, sprawiono w 1924 r., ale i te w 1942 r. zostały zabrane przez okupantów niemieckich. Dzwony już nigdy nie powróciły na dzwonnicę, zwłaszcza wobec wybudowania wieży.
KOŚCIÓŁ PARAFIALNY
Po śmierci ks. Jana Duwalla w 1796 r. władze austriackie zlikwidowały w kolegiacie wszystkie beneficja proste, a zatem kapitułę, ale i kolegium mansjonarzy. Pozostawiono tylko beneficjum prepozyta, zamieniaj ąc je na proboszczowskie, obsadzane w drodze konkursu. Królewskie prawo patronatu przekazano Fortunatowi Dąmbskiemu, który wykupił starostwo wojnickie i stąd miał prawo przedstawiać trzech kandydatów, spośród których biskup wybierał jednego. Kolejni proboszczowie uchodzili za ludzi dobrze uposażonych zwłaszcza że często przyjmowali prywatnie biskupów tarnowskich, ale długo nie mogli uzyskać zgody na obsadzenie stanowisk wikarych (w końcu powstały dwa etaty, a pod koniec XIX w. etat katechety w miejscowej szkole). Mimo to plebania długo była miejscem wysokiej kultury, gdzie czytano klasyków i prowadzono rozmowy intelektualne. Ustawodawstwo państwowe nadawało nowe kształty duszpasterstwu. Ks. Paweł Białobrzeski, chyba nie bez wpływu zamojskiego dworu Dąmbskich, gdzie zbierali się emisariusze przygotowujący powstanie narodowe, prowadził z rozmachem akcję abstynencką, w 1846 r. wzywał do powstrzymania się od wystąpień rabacyjnych i w konsekwencji trafił do więzienia.
Poważne zmiany przyniosły wydarzenia polityczne z okresu wiosny ludów. Beneficjum wojnickie utraciło wówczas dziesięciny i komorników, zamieszkujących na Księżym. Proboszcz musiał prowadzić duże gospodarstwo rolne, ale także umiejętnie gospodarować dochodami iura stolae. Sytuację ułatwiały znaczące dotacje płynące z funduszu religijnego aż do czasu drugiej wojny światowej. Obowiązek utrzymania kościoła spadł na parafian, którzy w ramach tzw. konkurencji mieli w zależności od dochodów dostarczać w tym celu odpowiednie środki.
Dopóki za kościół kolegiacki odpowiadał Błażej Gwiazdoń (|1889 r.), nie podejmowano żadnych prób ingerencji, mimo, że wykonywano różne prace zabezpieczające substancję budowli i jej wyposażenia. W 1870 r. do tych prac został zaangażowany budowniczy Karol Polityński, który miał duże wyczucie wartości histoycznych zabytków i z zamiłowaniem uprawiał historyzujące style w swych pracach. Dopiero kolejny proboszcz Józef Rosner (1889-1911) podjął inwestycje w kolegiacie. W ich konsekwencji zostały zniszczone i zatynkowane freski Jana Nayderfera z 1767 r., istotny element wystroju kolegiaty. W to miejsce pojawiła się bezideowa polichromia figuralno-ornamentalna Adolfa Gucwy (1892-1893). Co więcej, już wówczas obrazom świętych polskich w nawie odebrano charakter nastaw ołtarzowych, a na filarach pojawiły się w 1902 r. wykonane przez Wojciecha Samka z Bochni rzeźby członków kolegium apostolskiego, nawiązujące do idei uniwersalizmu chrześcijańskiego (programy często realizowane w kościołach niemieckich). W prezbiterium o losach pierwotnej polichromii zadecydowały zniszczenia w 1915 r., ale także prace rekonstrukcyjne przeprowadzone w 1923 r.
Wręcz istotne zmiany przyniosły inwestycje zaprogramowane przez ks. Jana Rzepkę, proboszcza w latach 1928-1969. Dokonywane one były w odmiennych okolicznościach. Wielkość terytorialna parafii wojnickiej od połowy XV w. nie ulegała zmianom, ale przyrost demograficzny kilkakrotnie się powiększył a rozległość budowli sakralnej nie stwarzała dogodnych warunków dla pomieszczenia tej liczby ludzi. Prace budowlane zaprojektował i nadzorował warszawski architekt Zdzisław Mączeński. W wyniku prac wykonanych do 1939 r. uległ przebudowie skarbiec i tzw. stara zakrystia (od południa przy prezbiterium wzniesiono nową zakrystię, nawiązującą do historycznych wzorów). Najważniejsze jednak było to, że koncepcja dobudowy naw bocznych wymusiła wybicie prześwitów do nawy głównej. W ten sposób zlikwidowano miejsce dla obrazów świętych polskich, które pozostały po pierwotnych ołtarzach. W 1754 r. zbudowano kruchtę i nakryto ją łamanym dachem, którą rozebrano w 1930 r. gdyż myślano o budowie wieży, którą zaprojektował Zdzisław Mączeński. Ten sam architekt zaprojektował i w 1935 r. zbudował sygnaturkę z podwójną latarnią, krytą miedzią. Była ona zapowiedzią kształtów wieży, której projekt nie został zrealizowany.
Konieczność szybkiego wykonania innych prac i okupacja niemiecka, oraz powojenne odkrycie fresków Nayderfera, wstrzymały realizację tych zamiarów. Odkrycie i zabezpieczenie fresków zwróciły uwagę na walory zabytkowe kościoła wojnickiego. W tej sytuacji kolejni konserwatorzy nie wyrażali zgody na realizację projektu budowy wieży, przygotowanego przez Mączeńskiego. Ostatecznie wyrażono zgodę na odbudowę kruchty, przymykając oko, iż projekt przygotowany przez architekta Antoniego Mazura, jest tak pomyślany, że może ona stanowić część przyszłej wieży i stąd użyto dachu namiotowego a nie łamanego, jak było pierwotnie. Budowlę wykonano w latach 1958-1960. Dziś stanowi ona dwie kondygnacje wieży, którą ostatecznie zbudowano w latach 1997-2001, nadając jej nowy kształt, bardziej konsekwentny stylistycznie. Projekt nowej wieży przygotował architekt Otto Schier z Tarnowa. Jest to budowla wysoka na 50 m, pięciokondygnacyjna z barokową banią, na której wznosi się dwukondygnacyjna latarnia, zwieńczona krzyżem.
Wkrótce po zakończeniu drugiej wojny światowej powstała koncepcja zastąpienia polichromii Gucwy nową. W trakcie przygotowywania murów pod nowe malowidła zaczęły odpadać tynki położone przed 1892 r. i odsłaniać fragmenty fresków Nayderfera. Odkrycie to skłoniło ówczesnego konserwatora wojewódzkiego Józefa Edwarda Dutkiewicza do podjęcia zdecydowanych kroków: nakazał wstrzymanie projektowanych prac, doprowadził do odsłonięcia wszystkich fresków Nayderfera a przy pomocy badań środowiska krakowskich historyków sztuki szybko ustalono autorstwo krakowskiego malarza, a przede wszystkim określono wartość ideową i artystyczną odsłoniętego zabytku. Podjęto decyzje o pracach konserwatorskich, które zlecono Maciejowi Makarewiczowi, artyście krakowskiemu. W badania fresków włączył się także ówczesny dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Tarnowie ks. Władysław Smoleń. Dzięki temu uzyskano wysoki poziom efektów konserwatorskich. Mimo to nie uniknięto pomyłek, a to w wyniku braku rozeznania w programie Załuskiego – Duwalla. Tak np. scena figuralna druga od chóru muzycznego, niemal zupełnie zniszczona w 1892 r., niewątpliwie pierwotnie przedstawiała św. Stanisława Kostkę patrona biskupa Załuskiego (wskazuje na to zachowany rąbek sutanny jezuickiej i symbol niewinności – biała lilia), a nie jak to zrekonstruował Karol Pustelnik św. Jana Kantego, skoro w tej że nawie znajdował się ołtarz z obrazem tegoż świętego. Istotne jednak jest to, że przywrócone zostały zabytkowe freski, dziś trudne do interpretacji, jeśli nie uwzględniać ich genezy, czego był świadom ich konserwator Maciej Makarewicz.
Dzieło Nayderfera w prezbiterium kolegiaty zostało doszczętnie zniszczone i wymagało uzupełnienia. Zadania tego podjął się Maciej Makarewicz i swoje prace ukończył w 1952 r. Na północnej ścianie prezbiterium umieścił w przęsłach podtrzymywane przez anioły trzy wielkie obrazy Kuntzego (Konicza): Św. Stanisława biskupa, Św. Wojciecha i Św. Jana Kantego. Mimo woli przywracał częściowo i inaczej realizację programu biskupa Załuskiego. Pod obrazami artysta umieścił cykl eucharystyczny obrazów w ramach naśladujących Nayderfera, przedstawiających zapowiedź i ustanowienie Mszy świętej: ofiara Abla, Izaaka, Melchizedecha, cudowne rozmnożenie chleba i ostatnia wieczerza. Na południowej stronie prezbiterium artysta między oknami rozmieścił sceny maryjne Zwiastowania NMP, Bożego Narodzenia, pokłon pasterzy i Wniebowzięcia NMP. Freski prezbiterium współgrają z dziełem Nayderfera poprzez zastosowanie analogicznych pigmentów, oraz ornamentyki rokokowej, zachowując mimo to impresjonistyczny styl, właściwy indywidualności artysty, szczególnie widoczny w cyklu maryjnym.
W 1934 r. zakończono budowę eklektycznych naw bocznych według projektu architekta Zdzisława Mączeńskiego. Uzyskały one podzielone na trzy pola sklepienia kolebkowe, co nadaje im barokowy kształt harmonizujący z nawą główną. Okna okrągłe oszczędnie wykorzystują przestrzeń. Na wewnętrznych ścianach naw, w rogach przy prześwitach do nawy głównej, rozmieszczono wysokie na 1,2 m, snycerskie wolno stojące rzeźby członków kolegium apostolskiego, opatrzone stosowną polichromią, wykonane przez Wojciecha Samka z Bochni w 1902 r. Równie oszczędnie w 1954 r. Maciej Makarewicz wykonał polichromię nawiązującą do fresków Jana Nayderfera. Główną ich strukturę stanowią stacje Drogi Krzyżowej, po siedem w każdej nawie. Artysta nie skrępowany koniecznością naśladowania Jana Nayderfera, a tylko do jego dzieła nawiązuj ący, ujawnił tutaj nie tylko maestrię swego talentu, ale także upodobania artystyczne a w konsekwencji otrzymaliśmy nieprzeciętnej wartości polichromię, godną szerszego upowszechnienia.
*
Tymczasem okazało się, że freski ponownie niszczej ą, atakowane przez wilgoć oraz grzyby i wymagają spiesznej konserwacji. Niewątpliwie stało się tak w konsekwencji naruszenia układu wodnego w wyniku niekompetentnie zaprojektowanych prac niwelacyjnych i innych inwestycji wykonanych w otoczeniu kolegiaty w latach trzydziestych XX w. Po wstępnym uporządkowaniu niwelacji, w latach 2000-2004 Krystyna i Łukasz Stawowiakowie z Krakowa przeprowadzili ponowną konserwację fresków, koncentrując się na przebadaniu warsztatu Nayderefera, właściwym odczytaniu sposobu malowania i używanych przez artystę pigmentów. Przy okazji usunięto nawarstwienia konserwacji z lat 1948-1953, zaś w rekonstrukcjach przywrócono barokowy charakter malowidła Nayderfera. Freski zabłysły nowym blaskiem.
Do wieży, a właściwie do kruchty wchodzimy przez wykonane w brązie drzwi, nawiązujące w swej koncepcji do drzwi z katedr w Gnieźnie i Płocku i umieszczone w portalu, wykonanym z piaskowca. Koncepcję wypracował ks. Władysław Szczebak, ówczesny dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Tarnowie, a zaprojektował je i wykonał w 2005 r. Jacek Kucaba. Na prawym skrzydle drzwi umieszczona została w iluzjonistycznym obramieniu postać św. Kingi, zaś na lewym w takimże obramieniu postać św. Jadwigi. Również wejścia do małych krucht naw bocznych zostały opatrzone podobnymi drzwiami, jak wejście do wieży, zaprojektowanymi i wykonanymi przez Jacka Kucabę w 2005 r. Nawa prawa otrzymała drzwi brązowe poświęcone św. Szczepanowi. Drzwi do lewej nawy z męczeństwem św. Wawrzyńca. W tym samym czasie, w 2005 r., powstały drzwi do skarbca i starej zakrystii, umieszczone w przedsionku-wiatrołapie. Projektantem jest także Jacek Kucaba. Na drzwiach w owalu umieszczono popiersie Jana Duwalla prepozyta wojnickiego i realizatora rekonstrukcji kolegiaty.
Na wieży, obok zegarów z napisem WOJNICZ, odmierzających czas dla czterech stron świata, zawieszono trzy dzwony tonacji H-mol z identycznymi bordiurami roślinnymi na koronach, ale z różnymi inskrypcjami, wykonane w 1960 r. w odlewni Jana Felczyńskiego w Przemyślu. I tak dzwon wielki ważący 720 kg, w tonacji Fis, nosi wyobrażenie św. Józefa. Dzwon średni ważący 444 kg, w tonacji H, ma wyobrażenie świętych patronów Polski – św. Wojciecha i św. Stanisława biskupa. Dzwon mały ważący 221 kg, w tonacji D, ozdobiony jest postacią świętego patrona parafii i miasta – św. Wawrzyńca.
*
Do prezbiterium, zważywszy właściwość stylistyczne architektury, już w trakcie odbudowy kolegiaty dobudowano Ogrojec. Jest to wnęka hemisferyczna, zakończona dachem łamanym nad kolistą arkadą Rozmieszczone we wnęce figury Chrystusa i apostołów zdają się nosić znamiona właściwe dla sztuki ludowej (sygnatura i data odnoszą się do restauracji obiektu).
KOŚCIÓŁ POMOCNICZY ŚW. LEONARDA
Jeśli dobrze penetrować ukształtowanie terenu od południa wzdłuż wałów miejskich ku ulicy Tarnowskiej, nie trudno stwierdzić, iż jest to dawny teren zalewowy Dunajca, a zatem że rzeka we wczesnym średniowieczu obmywała niemal dzisiejszą ulicę, ale w okolicy kościoła św. Leonarda. Zwróćmy uwagę, ze Kinga dokumentem z 1278 r. zwalniała od cła w Wojniczu, Korczynie i Opatowcu mieszczan sądeckich, ale tych, którzy rzekę wykorzystywali jako szlak handlowy. To by wskazywało na wagę przystani rzecznej w Wojniczu a wolno przypuszczać, że stawała się ona ważnym punktem wymiany handlowej, skoro tutaj pobierano cło. Tym samym to ona stawała się jądrem podgrodowej osady, która była zaczynem lokacyjnego miasta. Być może tutaj wędrujący kupcy musieli płacić cło, a ruch na komorze celnej zdaje się był duży. Stąd też kościół św. Leonarda i szpitala, które tutaj się znalazły budzą zaciekawienie.
Oba obiekty, kościół św. Leonarda i szpital, znalazły się za wałami miejskimi, a zatem tak, jak zwykło się to dziać w miastach lokacyjnych. W dokumencie porządkującym status kościoła św. Wawrzyńca w 1460 r. zanotowano, że jeden spośród mansjonarzy będzie zobowiązany do opieki nad szpitalem, odprawiając tam mszę raz w tygodniu. Zatem jakaś kaplica czy kościół już wówczas istniała obok szpitala. Na mansjonarzy od św. Wawrzyńca nakładano w 1460 r. obowiązki, które do tej pory spełniali wikarzy. Zatem pozwala nam to cofnąć metrykę obu instytucji co najmniej do czasu, gdy pojawiaj ą się w Wojniczu wikarzy, czyli w głąb XIV w. Ale to oznacza, że duchowni obsługujący kościół na grodzie już mieli obowiązek dbać o szpital miejski i jego kościół. Wezwanie jego, św. Leonard, jest zaś charakterystyczne. To święty czczony szczególnie w kręgu benedyktynów, także na terytorium kasztelanii wojnickiej, w benedyktyńskiej Kleci, która z tego powodu dość rychło nawet ściągała pielgrzymów. Punktów działalności benedyktynów, oczywiście tynieckich, na terytorium kasztelanii można odnaleźć więcej, a z ostatnich badań nad dziejami zakonu w Polsce wynika, że było to zjawisko sięgające głęboko w XI i XII w. Czy w tej sytuacji mogło zabraknąć benedyktynów w Wojniczu, regionalnym centrum ówczesnej administracji państwowej? Przecież poddani opata tynieckiego ponoszą jakieś świadczenia na rzecz kasztelana wojnickiego i dopiero Bolesław Wstydliwy zwolnił ich w 1258 r. z tego obowiązku. Nie bez przyczyny jednak benedyktyni uzyskali możność partycypowania w dochodach księcia. Czy zatem wolno obojętnie przejść wobec tradycji, że kościół św. Leonarda powstał w 1209 r., tak jak i tej, że przyniosła go woda wzburzonego Dunajca? Ta ostatnia ramota ludowa przecież mimo woli wiąże kościół z przystanią rzeczną, o której już wiele wiemy. Jeśli zaś benedyktyni nie trafili na gród wojnicki, to zapewne dlatego, że tamtejszy kościół już był należycie zorganizowany, a jego perypetie dowodzą, że spełniał ważną rolę w polityce księcia i biskupa. Tak więc benedyktyni tynieccy zagospodarowali inną część Wojnicza wczesnośredniowiecznego, ale też gdy miasto przenoszono w rejon dzisiejszego rynku, nie przestano korzystać z posługi tego kościoła, nie wznosząc już kolejnego w kręgu lokacyjnym. W miarę jednak ustępowania benedyktynów narastające obowiązki parafialne w stosunku do miasta przeniesiono do kościoła na grodzie, a potem do gotyckiego wzniesionego na podgrodziu. Kościół zaś św. Leonarda zaczęto wiązać z tak ważną instytucją miejską, jaką był szpital. Czy ten proces tak wyglądał nigdy jednak nie zyskamy pewności, choć analogiczny proces obserwujemy np. w nieodległych, benedyktyńskich początkowo Ciężkowicach.
Jak już wiemy kościół ten przeszedł poważną reorganizację w 1460 r., kiedy postanowiono że będzie tu odprawiał mszę raz w tygodniu jeden z mansjonarzy. Kolejna zmiana nastąpiła w 1521 r., kiedy powstała altaria św. Anny a jej altarysta został zobowiązany do odprawiania w kościele szpitalnym jednej mszy tygodniowo. Jeszcze na przełomie XVI i XVII w. były odprawiane dwie msze. Wizytujący kolegiatę w 1597 r. daje stosunkowo dokładny opis kościoła, stwierdzając jego zasobność i dobry stan budowli. Niemniej już w 1604 r. słyszymy o jakichś pracach budowlanych, które finansują mieszczanie Małgorzata i Zygmunt Zmarzli. Pracom tym zdaje się w zgodzie z opisem z 1597 r. odpowiadać datacja na 1603 r. (choć odczyt tej daty nie jest jednoznaczny i paleografowie raczej widzą tutaj datę 156[.] lub 1589) obrazów w ołtarzu głównym: Nawiedzenie św. Elżbiety przez Marię, w skrzydłach św. Heleny i św. Urszuli, a w zwieńczeniu nastawy św. Leonarda. Zespół ten budzi zainteresowanie historyków sztuki i konserwatorów. Dotąd badania i konserwację wykonano w stosunku do dwóch obrazów: św. Leonarda i św. Heleny. Byłoby rzeczą przedwczesną kusić się o określenie miejsca obrazów w malarstwie małopolskim, ale niewątpliwie mamy do czynienia z malarstwem gotyzującym, być może związanym z warsztatami krakowskimi. Kolejne prace budowlane zanotowano w 1734 i 1735 r., tym razem finansowane nie tylko przez mieszczan, ale także przez okolicznych chłopów. Nie wiemy jaki był ich zakres, ale z pewnością miały wzmocnić substancję budowli i jej wyposażenie. Podczas wizytacji biskupich stale jest nadal podkreślana troska o dobry stan kościoła. W 1725 r. biskup Felicjan Konstanty Szaniawski wyraził zgodę na włączenie altarii św. Anny do altarii św. Krzyża. Decyzja została zrealizowana dopiero w 1745 r. i wówczas podjął obowiązki przy kościele nowy altarysta. Ostatecznie altaria została zlikwidowana w 1785 r.
W przypadku, gdy w kolegiacie nie można było sprawować oficjum (np. po pożarze w 1752 r.), nabożeństwa przenoszono do św. Leonarda. Ten ostatni przypadek spowodował, że jeszcze w kilka lat po odbudowie świątyni kolegiackiej, rada miejska tutaj organizowała swe wotywy, zwłaszcza poprzedzające nowe wybory. Tak jak przy kolegiacie, tak i tutaj funkcjonował przy kościele niewielki cmentarz, przeznaczony głównie dla zmarłych pensjonariuszy szpitala, ale nierzadko wybierali sobie tutaj miejsce wiecznego spoczynku i mieszczanie. Zlikwidowany został w 1784 r.
Niemniej w połowie XIX w. kościół był już w znacznej ruinie. Ks. Błażej Gwiazdoń na początku lat osiemdziesiątych podjął myśl restauracji i w tym celu w kościele parafialnym podczas nabożeństw zebrano 500 złr., a najjaśniejszy cesarz dał 150 złr, zaś miasto dołożyło się kwotą 250 złr. Jednakże dopiero pomoc finansowa Tomasza Bodziocha, którego rodzina jest notowana w Biadolinach już w połowie XVIII w. (wyłożył na odbudowę kościoła ponad 3000 złr.), pozwoliła uzyskać efekty, które oglądamy do dziś, a kosztowało to w sumie 2572 złr. Uroczyście poświęcono odbudowany kościół 6 XII 1886 r. i wówczas też założono portatyl (kamień z relikwiami) na nowo zbudowany wielki ołtarz.
Mimo nawarstwiających się przebudowań kościoła można w budowli dostrzec jej pierwotną strukturę gotycką (np. charakterystyczne wejście do kościoła od południa). Dzisiaj prezentuje się jako budowla drewniana o zrębowej konstrukcji ścian, zabezpieczonych pionowym szalowaniem. Wysoki dach jest pobity gontami a pośrodku wznosi się mała wieżyczka na sygnaturkę. Wewnątrz prostokątne prezbiterium zakończone trójboczną absydą, szersza prostokątna nawa, nieco węższy przedsionek, nad którym zbudowano chór muzyczny. Od północy, przy prezbiterium, mała zakrystia. Prezbiterium, tak jak i nawa, wewnątrz podbite pozornym sklepieniem kolebkowym o spłaszczonych łukach, wzmocnionym wzdłużnie biegnącymi profilowanymi podciągami. Wewnątrz urządzono trzy pseudorenesansowe ołtarze, których nastawy zbudował Walenty Lisieński z Brzeska. Główny ołtarz to obrazy z 1603 r., zaś w prawym bocznym umieszczono obraz św. Kingi pędzla Floriana Cynka, współpracownika Jana Matejki, znanego z wielu przedstawień ksieni sądeckiej, której relikwie znajdują się w tym właśnie ołtarzu.
*
Tuż za kościołem znajdowały się zabudowania szpitala. Pierwsza o nim wzmianka pochodzi z 1460 r., ale niewątpliwie funkcjonował już w XIV w. Była to instytucja miejska, pozwalająca dożywać ludziom pozbawionym pomocy rodziny, ale także kalekom itp. Szpital przeznaczony był na utrzymanie 12 osób (w 1602 r. jednak przebywało tu 3 mężczyzn, 8 kobiet i 3 sieroty). Środków utrzymania dostarczała rada miejska a płynęły one z różnych darowizn i fundacji wojniczan. Ponadto szpital dysponował ogrodami i 15 morgami roli, które najczęściej były wydzierżawiane. Niemniej w stajniach przyszpitalnych hodowano krowy ze względu na uzyskiwane mleko, niekiedy także konie. Nadzór nad administrowaniem szpitala przez wynajmowanego gospodarza sprawowali prowizorzy, powoływani przez radę miejską z udziałem kapelana szpitala, który dysponował własnym domem, zazwyczaj wydzierżawianym. W konsekwencji jednak dochody szpitala stale się kurczyły, tak że w 1860 r. można było utrzymać zaledwie 6 pensjonariuszy. W konsekwencji zdecydowano się w 1864 r. szpital przenieść do domu przy ulicy Jagiellońskiej (obok dzisiejszego komisariatu policji), kupując go za 460 złr. W 1866 r. zgodnie z specjalną ustawą cały majątek stał się własnością miasta i ono też przejęło wyłącznie na siebie obowiązek utrzymania domu i zapewnienia pensjonariuszom środków do życia. Szpital został zlikwidowany w czasie drugiej wojny światowej, dom rozebrano, a gotycki krucyfiks, który zawsze wisiał na szpitalu, trafił po perypetiach do rąk prywatnych.
KAPLICA MSZALNA NAJŚW. MARII PANNY LORETAŃSDKIEJ
Na końcu ulicy Loretańskiej znajduje się kaplica loretańska, wokół której narosły legendy, wedle których stoi ona na mogile rycerzy Bolesława Śmiałego, których zabiły niewierne żony, broniące się na Górze Panieńskiej (na południe od Wojnicza, w Wielkiej Wsi, gdzie intrygowały romantyczne ruiny zamku Trzewlin z XIV-XVI w.) przed zdradzonymi mężami wracającymi z wyprawy kijowskiej. Inna legenda wiąże to miejsce z mogiłą Szwedów, którzy w 1655 r. zginęli w bitwie Karola Gustawa z wojskami polskimi Stanisława Lanckorońskiego. Tymczasem geneza tego miejsca jest znacznie bardziej prozaiczna, niż przedstawiaj ą to legendy. Kaplica do dziś znajduje się na rozdrożu ulic Loretańskiej, Braci Mirochnów i Wąwóz Szwedzki, zatem dawniej na rozdrożu gościńców prowadzących do Krakowa i Więckowic, oraz Nowego Wiśnicza. Już źródła z XVI w. informują, że w tym miejscu wznosiła się Boża Męka, krzyż z Ukrzyżowaniem, żegnający opuszczających miasto i udających się do swych pieleszy domowych. Miejsce to zaczęto nazywać: Pod Lipami, co wskazuje, że rosły tutaj owe drzewa. W miejsce rozsypującego się krzyża z piaskowca, ustawiono pod lipami prostą figurę Matki Boskiej, którą kiedyś wzniesiono przy łąkach. Ponieważ postać Marii pozbawiona była głowy, dorobiono ją, ale bardzo nieumiejętnie, jak oceniali to współcześni. W 1827 r. miejscowy nauczyciel Franciszek Tomżyński zbudował daszek nad figurą i w ten sposób powstał zalążek kaplicy. Zbudowana ona została w 1858 r. staraniem proboszcza ks. Andrzeja Galińskiego i wikariusza ks. Jana Pergesa. Przy okazji dorobiono figurze nową głowę i rozwiązano na nowo sposób ekspozycji, upodobniaj ąc j ą do rzeźby z Loretto (stąd nazwa kaplica loretańska). W kaplicy zaczęto odprawiać wszystkie nabożeństwa choć tylko od czasu do czasu, a stała się ona miejscem ważnym dla pobożności ludowej. W 1873 r. Wojciech Pyrkiewicz mieszczanin wojnicki, handlujący owocami, ufundował dwie figury rzeźbione w piaskowcu, ustawione przed kaplicą, św. Piotra i św. Pawła. Figura zaś Matki Boskiej została uznana przez ludzi za cudowną i ruszyły pielgrzymki nawet z okolicznych miejscowości. Zaniepokojone władze kościelne i państwowe zaczęły ruch ten hamować, zwłaszcza w 1904 r.
Tymczasem z inicjatywy Franciszki Wajdowiczowej, żony Kazimierza Wajdowicza, chodzącego po dzierżawach okolicznych dworów, w 1905 r. zbudowano nową kaplicę. Jest to budowla utrzymana w stylu historyzującym, neoromańskim, z użyciem cegły i piaskowca, ze śmiało zaprojektowanym portalem na froncie i równie sprawnym sklepieniem „klasztornym" wewnątrz, dobrze rozjaśniona czterema dużymi oknami, zamkniętymi łukami. Figura Matki Boskiej umieszczona została w niewielkiej absydzie i uzyskała nową aranżację. Wewnątrz sporo urządzeń metalowych, zaprojektowanych z rozmysłem i estetycznie, to zapewne wyrób miejscowych rzemieślników. Kaplica nadal pozostaje pod opieką mieszkańców sąsiednich ulic i tak samo jak kiedyś odprawiane są w niej nabożeństwa.
KAPLICA CMENTARNA ŚW. KRZYŻA
Nie wiadomo w jakich okolicznościach doszło do założenia nowego cmentarza, przy końcu ulicy Tarnowskiej. Pierwsze o nim wzmianki wiążą się z wybudowaniem w 1852 r. rodowej kaplicy Jordanów, której fundatorką jest Apolonia z Jordanów 1° voto księżna Woroniecka 2° voto Romanowa Jordanowa z Więckowic. Budowla została wzniesiona z cegły, tynkowana, z kryptą grobową w przyziemiu, z dwuspadowym dachem. Krótki prostokąt rzutu kaplicy zyskał przedłużenie w dwóch przybudówkach, jedna z frontu mieści wejście do kaplicy, druga z tyłu jest wejściem do krypty grobowej. Bogata architektura wystroju ścian, wykazująca wiele nawiązań do historycznych stylów, decyduje o różnorodności i wysokiej klasie zabytku. Główny akcent dekoracyjny położono na frontonie: w półkolistej arkadzie wejścia mieszczą się dwuskrzydłowe dębowe drzwi z 1878 r., zdobione postaciami św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. Nad arkadą umieszczono pod koroną pięcioperełkową tarczę z rodowym herbem Jordanów – Trąby. W szczytowej ścianie umieszczono okno w kształcie rozety, nad nim wnęka z postacią św. Apolonii, patronki fundatorki. Również w ścianie szczytowej tylnej zostało umieszczone okrągłe okno w kształcie rozety. Wnętrze ma sklepienie „klasztorne" i mieści się tutaj ołtarz z Ukrzyżowaniem i Jerozolimą w tle. Neorenesansowe kolumny flankują ołtarz i podtrzymują dwa anioły, które adorują w gloriecie hryzmon (monogram Chrystusa, IHS). Na podstawach kolumn herb Jordanów Trąby i Woronieckich Korybut. Na ścianach bocznych dekorację kaplicy dopełniają freski: Pieta i Chrystus przychodzący na sąd, a nad wejściem anioł podtrzymujący banderolę. W sumie mamy dobry przykład kultury polskiego dworu z tego czasu. W 1993 r. została przekazaniem przez Marię z Jordanów Lastowiecką do użytku parafii.